Strony

piątek, 19 maja 2017

W wysokich Andach kondor jajo zniósł...

Co prawda w Polsce już 10:00, to zdążyliœmy się przestawić na czas Peru i wstawanie przed 3:00 było bardzo trudne. Jakoś odwykłam od takich wycieczek, gdzie najpierw godzinę zwozi się turystów w jedno miejsce, aby później umieścić ich w autobusie. Tym bardziej, że w naszym przypadku, nie miało to większego sensu, na piechotę do Plaza de Armas mieliśmy dwie przecznice, więc spokojnie udałoby się tam dojść w kilka minut, przy czym samo zwożenie trwało prawie pół godziny.
Wolna sobota to dobra okazja dla mieszkańców Arequipy aby wybrać się do Kanionu Colca, zaskoczyło nas to, że byliśmy jedynymi cudzoziemcami w całym autobusie. Sam autobus najlepsze lata miał za sobą, ale to też związane z ceną wycieczki w lokalnym gronie. Pan przewodnik upewnił się że mniej więcej rozumiemy podstawowe słowa po hiszpańsku i w ogóle przestał mówić po angielsku. Pierwsze trzy godziny przedrzemaliśmy w niewygodzie, po czym obudzeni zostaliśmy na posterunku zakupu biletów po 70Sol, dziecko 40Sol. Ceny oczywiście dla gringos, bo lokalni płacą połowę. Zatrzymaliśmy się w miejscowoœci Chivay na śniadanie: kilka małych bułek z marmoladą, kawa z mlekiem i kisiel jabłkowy.
Dalsza droga do Kanionu znacznie się pogorszyła, w autobusie bujało tak, że w połączeniu z dużą wysokością zaczęło się robić nieprzyjemnie. Krótki postój przy kościele w miejscowości Maca, szybkie zwiedzanie oraz zakupy na lokalnych straganach, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę, bo czas zaczął naglić.
Kondory latają tylko między 8:00 a 10:00 oraz późnym wieczorem i aby zobaczyć je w locie należy zmieścić się w tym przedziale czasowym. Nie jest to związane z porą karmienia czy czasem pracy tych ptaków. W tych godzinach występują korzystne, wznoszące prądy powietrzne, które powodują, że bez konieczności machania skrzydłami są w stanie przemieszczać się między skałami. Doliczyliœmy się w sumie sześciu ptaków, które w spokoju wznosiły się i opadały ku radości zgromadzonych setek turystów na tarasach widokowych przy Krzyżu Kondora. Po kilkunastu minutach kondory się jednak znudziły i zmęczyły - show was over. Dalszy przejazd umożliwił podziwianie piękna kanionu oraz poinkaskich tarasów na których prowadzono uprawy. Kanion należy do najgłębszych wąwozów na Ziemi, 3182m od powierzchni - głębszy niż Wielki Kanion Kolorado.
Wracając  do Chivay zatrzymaliśmy się przy pięknym punkcie widokowym Wayra Punku, gdzie można zobaczyć, że sposób uprawy na żyznej glebie wulkanicznej nie zmienił się przez setki lat.
Ponieważ wykupiliśmy pakiet all inclusive, mogliśmy na chwilę zanurzyć się w gorących źródłach - woda wypływająca ze skał podgrzana jest geotermalnie do kilkudziesięciu stopni Celsjusza.
Co prawda początkowo tour operator miał inne zdanie, bo na liście widnieliśmy jako BTC (bileto turistico), ale po perswazji i kontakcie z biurem sprzedającym wycieczkę sprawa się wyjaśniła. Po kąpieli pojechaliśmy jeszcze do Chivay na obiad, w ramach którego serwowany był dość bogaty bufet z lokalną specjalnością - grillowanym mięsem alpaki. Powrót do hotelu był bardzo trudny, po raz kolejny przejechaliśmy przełęcz Parapampa (4910 m n.p.m), brak przyzwyczajenia do takich wysokości dał o sobie znać, chociaż każde z nas zareagowało inaczej.
Wraz ze zmniejszaniem wysokości czuliśmy się lepiej, ale pogoda nas zaskoczyła. W Reserva Nacional Salinas y Aguada Blanca podziwiać można było wikunie, alpaki i lamy na które spadały...płatki śniegu.
Gdy dotarliśmy do hotelu, zabraliśmy bagaże i dotarliśmy na dworzec autobusowy, skąd - tym razem autobusem firmy Oltursa wyjechaliśmy o 20:00 do Cusco.


*wyjaśnienie tytułu - pod linkiem
Uwaga! Klikanie na link na własną odpowiedzialność.

Cień wielkiej góry - Arequipa


Nasz przewoźnik, Cruz del Sur, który reklamuje się hasłami "wygoda, bezpieczeństwo, punktualność" akurat w tej ostatniej kwestii niezbyt się popisał. Planowy przyjazd był o 6:00 natomiast na dworcu wysiedliœmy o 9:00. W sumie, to może i dobrze, bo i tak w hotelu mogliśmy zameldować się najwcześniej o 13:00. Sam hotel troszkę namieszał już w trakcie wyjazdu - mimo, że po tanioœci chcieliśmy spać w Hotelu Riviera Arequipa, to prawdopodobnie zabrakło w nim miejsc 
i za darmo dostaliśmy "upgrade" do lepiej położonego i wyposażonego Mansion Riviera Arequipa.
Dawniej miasto było ważnym węzłem przeładunkowym srebra pomiędzy kopalniami w Boliwii, dzisiaj stanowi drugą co do wielkości (po Limie) aglomerację Peru. Sami Arequipenios lubią podkreślać swoją niezależność, oraz wywyższać się (nie tylko jeśli chodzi o m.n.p.m) nad innych obywateli kraju.
Podobnież sama nazwa ma wiele wspólnego z Będzinem - królewskie "Tu będzim"; król Hiszpanii zachwycony doliną miał rzec ari quipay, czyli "Tak, zatrzymajcie".
Na dworcu po długich targach taksówkarz zgodził się nas zawieźć za 9Sol, trochę w ciemno, bo nazwy hotelu w ogóle nie kojarzył. Dwadzieścia minut później zostawiliœmy na recepcji bagaże 
i ruszyliśmy w miasto. Zjedliœmy śniadanie na schodach katedry ze składników zakupionych w pobliskim mercado, po czym przespacerowaliœmy się uliczkami miasta.
A Arequpię rzucają cień wulkany - bliższy Misti oraz Chachani i Sabancaya.
Plaza de Armas w Arequipie należy do najpiękniejszych w Peru - zarówno za dnia, jak i wieczorem, kiedy fasada katedry jest pięknie oświetlona. Chociaż był piątkowy poranek, to na placu nie udało nam się szybko znaleźć wolnej ławki - aby usiąść; chyba w mieście zbyt wiele się nie pracuje,
a i dzieci mają dużo wolnego od szkoły.
Na placu odbywają się też ważne uroczystości i pogrzeby.
Gdy znajdzie się trochę cienia, można popatrzeć jak dzieci płoszą gołębie
a natchnieni mówcy wykładają treść Biblii średnio zainteresowanej publiczności.
Przezornie nabyliśmy lekarstwa sorojhi na chorobę wysokościową. Przeszliœmy nad rzekę Rio Chili,
z której mostu dobrze widać dwa, pokryte śniegiem, wulkany górujące nad miastem. 
Po 13:00 zameldowaliœmy się w hotelu,
przegrupowaliśmy się po czym poszliśmy zwiedzać - miasto w mieście, klasztor Św. Katarzyny.  Na zwiedzaniu udało się utargować trochę z ceny i choć wejście ogólne kosztuje 40Sol, to pan w okienku zgodził się potraktować niño wg. cennika lokalnego i zapłaciliśmy okrągłą stówkę.
Z zewnątrz klasztor wygląda niepozornie, natomiast zwiedzanie zajęło nam tyle,  że zamykaliśmy go o 17:00.
Monasterio de Santa Catalina założony został w XVI wieku, otwarty dla zwiedzających w 1970r po trzęsieniu ziemi, które spowodowało, że duża część budynków nie nadaje się do zamieszkania. Od początku stanowił bardziej hotel dla córek arystokratów niż klasztor z klauzurą, w którym siostry przestrzegałyby ślubów ubóstwa i milczenia. Na tablicach można wyczytać historię kiedy i za ile siostry sprzedawały sobie cele. W klasztorze podkreślony jest kult przeorki - św. Anny od Aniołów Monteagudo (St. Ana de los Angeles), którą na ołtarze wyniósł Jan Paweł II w trakcie pielgrzymki do Arequipy w 1985roku.
Po zwiedzeniu klasztoru zakupiliśmy obowiązkową wycieczkę do Kanionu Colca
Później zjedliśmy obiad i załapaliśmy się na wieczorne zwiedzanie katedry, która za dnia była zamknięta. Zmęczenie dało o sobie znać i poszliśmy spać, szczególnie że noc miała być krótka - wyjazd na jednodniówkę do Colca następuje o 3:00 rano.