Co prawda w Polsce już 10:00, to zdążyliœmy się przestawić na czas Peru i wstawanie przed 3:00 było bardzo trudne. Jakoś odwykłam od takich wycieczek, gdzie najpierw godzinę zwozi się turystów w jedno miejsce, aby później umieścić ich w autobusie. Tym bardziej, że w naszym przypadku, nie miało to większego sensu, na piechotę do Plaza de Armas mieliśmy dwie przecznice, więc spokojnie udałoby się tam dojść w kilka minut, przy czym samo zwożenie trwało prawie pół godziny.
Wolna sobota to dobra okazja dla mieszkańców Arequipy aby wybrać się do Kanionu Colca, zaskoczyło nas to, że byliśmy jedynymi cudzoziemcami w całym autobusie. Sam autobus najlepsze lata miał za sobą, ale to też związane z ceną wycieczki w lokalnym gronie. Pan przewodnik upewnił się że mniej więcej rozumiemy podstawowe słowa po hiszpańsku i w ogóle przestał mówić po angielsku. Pierwsze trzy godziny przedrzemaliśmy w niewygodzie, po czym obudzeni zostaliśmy na posterunku zakupu biletów po 70Sol, dziecko 40Sol. Ceny oczywiście dla gringos, bo lokalni płacą połowę. Zatrzymaliśmy się w miejscowoœci Chivay na śniadanie: kilka małych bułek z marmoladą, kawa z mlekiem i kisiel jabłkowy.
Dalsza droga do Kanionu znacznie się pogorszyła, w autobusie bujało tak, że w połączeniu z dużą wysokością zaczęło się robić nieprzyjemnie. Krótki postój przy kościele w miejscowości Maca, szybkie zwiedzanie oraz zakupy na lokalnych straganach, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę, bo czas zaczął naglić.
Kondory latają tylko między 8:00 a 10:00 oraz późnym wieczorem i aby zobaczyć je w locie należy zmieścić się w tym przedziale czasowym. Nie jest to związane z porą karmienia czy czasem pracy tych ptaków. W tych godzinach występują korzystne, wznoszące prądy powietrzne, które powodują, że bez konieczności machania skrzydłami są w stanie przemieszczać się między skałami. Doliczyliœmy się w sumie sześciu ptaków, które w spokoju wznosiły się i opadały ku radości zgromadzonych setek turystów na tarasach widokowych przy Krzyżu Kondora. Po kilkunastu minutach kondory się jednak znudziły i zmęczyły - show was over. Dalszy przejazd umożliwił podziwianie piękna kanionu oraz poinkaskich tarasów na których prowadzono uprawy. Kanion należy do najgłębszych wąwozów na Ziemi, 3182m od powierzchni - głębszy niż Wielki Kanion Kolorado.
Wracając do Chivay zatrzymaliśmy się przy pięknym punkcie widokowym Wayra Punku, gdzie można zobaczyć, że sposób uprawy na żyznej glebie wulkanicznej nie zmienił się przez setki lat.
Ponieważ wykupiliśmy pakiet all inclusive, mogliśmy na chwilę zanurzyć się w gorących źródłach - woda wypływająca ze skał podgrzana jest geotermalnie do kilkudziesięciu stopni Celsjusza.Dalsza droga do Kanionu znacznie się pogorszyła, w autobusie bujało tak, że w połączeniu z dużą wysokością zaczęło się robić nieprzyjemnie. Krótki postój przy kościele w miejscowości Maca, szybkie zwiedzanie oraz zakupy na lokalnych straganach, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę, bo czas zaczął naglić.
Kondory latają tylko między 8:00 a 10:00 oraz późnym wieczorem i aby zobaczyć je w locie należy zmieścić się w tym przedziale czasowym. Nie jest to związane z porą karmienia czy czasem pracy tych ptaków. W tych godzinach występują korzystne, wznoszące prądy powietrzne, które powodują, że bez konieczności machania skrzydłami są w stanie przemieszczać się między skałami. Doliczyliœmy się w sumie sześciu ptaków, które w spokoju wznosiły się i opadały ku radości zgromadzonych setek turystów na tarasach widokowych przy Krzyżu Kondora. Po kilkunastu minutach kondory się jednak znudziły i zmęczyły - show was over. Dalszy przejazd umożliwił podziwianie piękna kanionu oraz poinkaskich tarasów na których prowadzono uprawy. Kanion należy do najgłębszych wąwozów na Ziemi, 3182m od powierzchni - głębszy niż Wielki Kanion Kolorado.
Wracając do Chivay zatrzymaliśmy się przy pięknym punkcie widokowym Wayra Punku, gdzie można zobaczyć, że sposób uprawy na żyznej glebie wulkanicznej nie zmienił się przez setki lat.
Co prawda początkowo tour operator miał inne zdanie, bo na liście widnieliśmy jako BTC (bileto turistico), ale po perswazji i kontakcie z biurem sprzedającym wycieczkę sprawa się wyjaśniła. Po kąpieli pojechaliśmy jeszcze do Chivay na obiad, w ramach którego serwowany był dość bogaty bufet z lokalną specjalnością - grillowanym mięsem alpaki. Powrót do hotelu był bardzo trudny, po raz kolejny przejechaliśmy przełęcz Parapampa (4910 m n.p.m), brak przyzwyczajenia do takich wysokości dał o sobie znać, chociaż każde z nas zareagowało inaczej.
Wraz ze zmniejszaniem wysokości czuliśmy się lepiej, ale pogoda nas zaskoczyła. W Reserva Nacional Salinas y Aguada Blanca podziwiać można było wikunie, alpaki i lamy na które spadały...płatki śniegu.
*wyjaśnienie tytułu - pod linkiem
Uwaga! Klikanie na link na własną odpowiedzialność.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz