Strony

sobota, 29 października 2016

WAW-KBP-EVN

- Jakie jest najpiękniejsze miasto w ZSRR?
- Erewań.
- Ile bomb atomowych potrzeba, aby zniszczyć Erewań?
- Moskwa to też piękne miasto.

Tym razem obyło się bez wczesnego wstawania. 26 października, po powrocie z pracy i szkoły pojechaliśmy jeszcze na różaniec o 17:00, później na groby, a potem do domu - dopakować pozostałe rzeczy i wyruszyć w kierunku Warszawy.


Wyjechaliśmy przed 20:00, na znanym już parkingu "Start" zameldowaliśmy się o 23:00, a przed 24:00 wylądowaliśmy na ławkach w hali odlotów Lotniska Chopina. Kuba wyspał się w samochodzie, więc rozrabiał, a my z mężem na zmianę złapaliśmy po godzinie snu. O 4:00 otwarto check-in, nadaliśmy dwie walizki, a miły pan wydrukował karty pokładowe, chociaż mieliśmy już wydrukowane po odprawie internetowej.


Kontrola bezpieczeństwa, później bardzo wczesne śniadanie w McDonalds. W hali odlotów było jeszcze
zamknięte, ale w strefie tranzytowej sklepy i knajpki o 5:00 pracowały pełną parą. Do bramki nr 13 musieliśmy przejść prawie cały terminal oraz oczywiście kontrolę paszportową.
Przy bramce małe zamieszanie, VIP leci z nami, panie z obsługi długo z nim rozmawiają, widać, że nie pierwszy raz. Ciekawe, czy to przez VIPa nasze karty pokładowe nie chciały się zeskanować, po chwili ten sam miły pan, który nas odprawiał - poinformował, że z przyczyn technicznych otrzymaliśmy nowe miejsca. Miał być rząd piąty (mąż odprawił nas internetowo dwa dni wcześniej z numerami sekwencji 1,2,3 - tak wcześnie jak tylko się dało, by były najlepsze) - a wylądowaliśmy w trzydziestym...VIP, czyli prof. Leszek Balcerowicz siedział cztery rzędy przed nami na miejscu 26C. Dziwne, że nie w klasie biznes, ale w taki sposób, że trzy miejsca w przód, tył oraz na boki miał wolne. 10 lat temu spotkałam profesora na wykładach z "Wyceny dla celów sprawozdań finansowych"; przez ten czas niewiele się zmienił. Nam czas lotu do Kijowa minął na śnie, obudziliśmy się tuż przed lądowaniem na lotnisku Borispol. Boeing 737-500 do którego przez rękaw wsiadaliśmy na lotnisku Chopina, trafił w Kijowie na koniec pasa. Przy wsiadaniu do autobusu zero stopni Celsjusza dało się odczuć. Na lotnisku długotrwała kontrola bezpieczeństwa, ludzie się pchają - nam się nie spieszy, zgodnie z zasadą:
тише едешь, дальше будешь
Mimo, że przepuściliśmy wszystkich pchających się na chama, zdążyliśmy zakupić napoje za 180 hrywien i odczekać pozostałe 40 minut na lot do Erywania.
Do Boeinga 737-500 zawiózł nas autobus, PS613 wystartował o czasie, dwie godziny lotu poświęciliśmy na sen oraz czytanie magazynu pokładowego Panorama. Na lotnisku odczekaliśmy sporo w kolejce do odprawy, pani ze straży granicznej dokładnie przewertowała paszporty, prawdopodobnie w poszukiwaniu wizy Azerbejdżanu. W tym czasie nasze bagaże wykonały kilkanaście rundek po taśmie, odebraliśmy je jako ostatni pasażerowie z lotu. Przy drzwiach terminala czekał już na nas miły pan z Europcar Armenia, który zaprowadził nas do pięknej białej Nivy, którą będziemy się przemieszczać przez najbliższych kilka dni. W środku charakterystyczny zapach kleju do podsufitek (ten sam zapach znają właściciele Maluchów i Ład), a po chwili odjechaliśmy w kierunku miejscowości Zvartnots. Na drodze pierwsze zaskoczenie - brud, brud i dziury jakich dawno nie widzieliśmy. Na "autostradzie" M5 ograniczenie prędkości do 60km/h w porywach do 70km/h. Co krok fotoradar, raz że Nivą, dwa że te drogi - za szybko to nie pojeździmy. Zamiast do Zvartnots pojechaliśmy do Wagharszapat (Echmiadzin).
Ponieważ doskwierał już nam głód postanowiliśmy zatrzymać się przy armeńskim fastfoodzie w którym nabyliśmy pierogi a'la calzone z kuricom, miasom, syrom oraz parówki "hotdog" w cieście francuskim. Na kartofki już miejsca nie znaleźliśmy. Przy katedrze zatrzymaliśmy Nivę na płatnym parkingu, po czym udaliśmy się na zwiedzanie.


Niestety obecnie katedra wybudowana w 618r. na fundamentach pogańskiego kościoła Grzegorza Oświeciciela z lat 303-309 n.e. przechodzi gruntowny zewnętrzy remont.











Katedra jest świątynią macierzystą Kościoła Apostolskiego Ormiańskiego i siedzibą Katolikosa Wszystkich Ormian. Spóźniliśmy się na zwiedzanie skarbca i przez to nie zobaczyliśmy grota Włóczni Przeznaczenia.
Po drodze wypatrzyłam ciekawy obiekt - lunapark wewnątrz osiedla mieszkalnego. Sam lunapark, osiedle jak i drogi - najlepsze lata mają za sobą.
W ostatniej chwili udało nam się zakupić bilety do ruin Katedry Zvartnots. Zakup biletów uprawnia do wjechania na parking kilaset metrów od "autostrady" z czego skorzystaliśmy. Zwiedziliśmy ruiny świątyni, która została wzniesiona w latach 643-652n.e. przez Narsesa III Budowniczego.




Replika katedry znajduje się w Malatia Sebastia na przedmieściach Erywania. Przejazd przez stolicę po zmroku dostarczył niesamowitych emocji. Na dwóch wyznaczonych pasach mieszczą się trzy, a czasem i cztery samochody - co skrzyżowanie wypadek i mrugające światła "kogutów" policyjnych. Z planowanej pół godziny - dojechaliśmy prawie po półtorej. Na szczęście nawigacja zadziałała prawidłowo - pod Elysium Gallery Hotel zajechaliśmy ok. 20:00 AMT. W recepcji miłe panie wyjaśniły wszystko, przekazały klucze, otworzyły łańcuch blokujący parking i z uśmiechem zaprosiły na śniadanie. Nasz "jet-lag" polegający na zarwaniu nocy z 26 na 27 października spowodował że po prysznicu wszyscy zasnęliśmy od razu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz