Strony

sobota, 9 lipca 2016

Sezamie otwórz się, czyli uścisk dłoni Sułtanki i Sułtana - bardzo długi dzień piąty

Mimo, że Kota Kinabalu i Bandar Seri Begawan dzieli jedynie 350km, to dotarcie do stolicy Brunei drogą lądową lub...morską  jest bardzo uciążliwe i czasochłonne. Wypożyczonym samochodem jest to niemożliwe, nawet posiadając pozwolenie podpisane przez właściciela - pogranicznicy kwestionują je, odmawiając wjazdu na tablicach malezyjskich. Teoretyczny czas przejazdu wynosi 8godzin, ale doliczyć jeszcze trzeba skomplikowane kilkukrotne kontrole graniczne - jest tylko jedna droga; która prowadzi przez terytorium Malezji, później Brunei, później ponownie należałoby wjechać do Malezji, by ostatecznie móc dojechać do stolicy Królestwa Brunei. Google maps poleca drogę morską - co prawda nie ma bezpośrednich połączeń promem, natomiast można płynąć 7 godzin do niezależnego terytorium Labuan, stamtąd płyną już promy do Bandar Seri Begawan. Układ promów tylko poranny, zatem na Brunei trzeba by poświęcić co najmniej trzy dni - dwa na dopłynięcie i jeden na zwiedzanie. Podobnie z autobusami, Transnasional jeździ raz dziennie z miejscowości Lawas i podobnie jak drogą morską - trwa to niemal cały dzień. Korzystając z  promocyjnej ceny udało nam się złożyć jednodniowe bilety powrotne RoyalBrunei za ok. 850zł/3 osoby. Na śniadaniu, wyjątkowo, zameldowaliśmy się jako pierwsi, a już kilka minut po 7:00 wyjechaliśmy w kierunku Terminala 1 międzynarodowego portu lotniczego Kota Kinabalu. 
Na terminalu I
O 7:50 trzymaliśmy w rękach karty pokładowe, po kontroli paszportowej otrzymaliśmy pieczątki w "Malaysia - Departed". Podczas każdej kontroli czy to bezpieczeństwa, celnej oraz paszportowej kilkukrotnie wertowano nasze paszporty pod kątem wbitych stempli.
Royal Brunei A320
Wnętrze sułtańskiego airbusa
Lot na pokładzie Airbusa A320 trwał krótko i był przyjemny. Mieliśmy dużo miejsca na nogi, stewardzi byli bardzo uprzejmi, a czas lotu, 30 minut upłynął na wypełnianiu deklaracji wjazdowych oraz celnych - z każdej kartki uderzała informacja o karze śmierci za przewóz narkotyków oraz surowych kar za posiadanie przedruków Koranu oraz materiałów "nieprzyzwoitych". 
Magazyn pokładowy, natomiast, poświęcił pierwszą stronę na opis wyczynu pań pilotek linii Royal Brunei,  które na 23ci Dzień Narodowy Brunei, 23 lutego 2016 roku, wylądowały Dreamlinerem na lotnisku Jeddah w Arabii Saudyjskiej, kraju w którym kobiety nie mogą nawet prowadzić samochodu. Wydarzenie to, potwierdziło wpływ Jego Wysokości Sułtana, na wyrównywanie szans kobiet - w edukacji oraz wyboru zawodu, a przede wszystkim pokazało, w bardzo dowcipny sposób, nierówność prawa w Arabii Saudyjskiej  - podobno kontrolerzy lotu i obsługa lotniska nie byli sobie w stanie poradzić w takiej sytuacji. O wydarzeniu swego czasu pisały różne media, link do artykułu w The Independent.
Na lotnisku Bandar Seri Begawan kontrola przebiegła szybko, zaskoczyła nas mała ilość lotów oraz brak turystów. Kilkuwierszowa tablica, czy to przylotów, czy też odlotów - wystarcza prawie na cały dzień.
Tablica przylotów cała w złocie...
Niewiele się dzieje - lotnisko, jak na tą strefę klimatyczną uderza jednak schludnością, krystaliczną czystością oraz przepychem, biel uzupełnia się złotem. Zupełnym przypadkiem, a może szczęściem, było to, że na Borneo wylądowaliśmy w okresie Hari Raya, dwudniowym święcie kończącym Ramadan. Zgodnie z corocznym zwyczajem Jego Wysokość na trzy dni otwiera wtedy bramy pałacu Istana Nurul Iman  urządzając ogromne przyjęcie dla swych poddanych.
Impreza ta stała się pierwszym celem naszej wycieczki. Jak się okazało, przemieszczanie się po Brunei wcale nie jest takie proste. Przy pustym terminalu nie było żadnego autobusu, stały jedynie dwie taksówki. Taksówkarz poinformował, że dojazd do centrum to 20BND, natomiast pod pałacem wyrzuci nas za 25BND (1BND=3PLN). Wyboru nie mieliśmy żadnego - na piechotę za daleko, busów brak. W drodze do pałacu taksówkarz sprawdził nasz dress code i z przekonaniem stwierdził, że wpuszczą nas, bylebym tylko miała zakryte ramiona. Wyjaśnił, że podczas przyjęcia obowiązuje podział na mężczyzn i kobiety, mężczyźni witają się z Jego Wysokością, kobiety, oddzielnie z Jej Wysokością. W drodze do pałacu podziwialiśmy siedzibę rządu, na czele którego stoi Jego Wysokość, który jest również Ministrem Spraw Zagranicznych, Finansów i Obrony, a także największy w mieście Meczet Jame'Asr Hassanil Bolkiah. Pod pałacem wysiedliśmy z taksówki i wsiedliśmy do podstawionego autobusu, który zawiózł nas pod drzwi wejściowe. Tam zostaliśmy skontrolowani, wypełniliśmy deklaracje wejściowe i ustawiliśmy się do kolejek dla pań i panów, gdzie serwowano potrawy dla wszystkich gości. Później usiedliśmy przy stoliku, gdzie mogliśmy jeść i pić do woli. 
Złote obrusy i złocone talerze...
Złote sufity jadalni..
Kryształowe żyrandole...
Niestety, nie załapaliśmy się na audiencję o 10:00, jednakowoż postanowiliśmy poczekać do 14:00 na kolejne spotkanie z Jego i Jej Wysokością. Ludzi było mnóstwo, tłoczyli się w dwóch ogromnych salach a uzbrojona
Odprawa jednostek policji królewskiej..
policja panowała nad sytuacją.
Sala konferencyjna
Detale sali konferencyjnej...
Po wysłuchaniu wielu radosnych piosenek o Hari Raya otwarto drzwi do kolejnej części pałacu, gdzie w dwóch kolejkach - mężczyźni oraz kobiety czekali na możliwość uściśnienia dłoni członków Rodziny Królewskiej. 
Ogromna grupa oczekujących kobiet, w której i ja byłam...
Mimo, że kobiet było więcej, niż mężczyzn, często chamsko przepychały się łokciami i obwieszonymi dziećmi, to mnie udało się szybciej niż chłopakom uścisnąć dłoń wybranki Sułtana, która uprzejmie zagadnęła po angielsku skąd pochodzę i czy przyjechałam dla niej czy na wakacje.
Mimo ogromnego ścisku oczekujących kobiet i zakazowi fotografowania, udało się pstryknąć parę fotek wnętrz pałacu...
Jego Wysokość za kierownicą
Chłopcy natomiast najpierw wynudzili się w sali, później musieli ustąpić szpalerowi policji i wojska, które to miały pierwszeństwo w dostępie do Jego Wysokości. Jego Wysokość, jest bodaj najbogatszym człowiekiem na świecie, krążą legendy i filmy na youtube o jego garażu wypełnionym złotymi RollsRoyce'ami, Ferrari i Lamborghini, a także haremem z 40-toma w każdej chwili przygotowanymi nałożnicami. Jego Wysokość, Hassanal Bolkiah, mimo że za tydzień (15.07) będzie obchodził swoje 70te urodziny, to nie wygląda na swoje lata - prowadzi i promuje wśród poddanych zdrowy styl życia, gra w polo i odżywia się zdrowo. Poza nim, gości witał jego syn, następca tronu Al-Muhtadee Billah oraz wnuk - książę Abdul Muntaqim, który perfekcyjnym angielskim powiedział "Good Afternoon". Kolejni oficjele dopytywali chłopców skąd pochodzą, jeden stwierdził że wie gdzie jest Polska, inny, że słyszał o tym kraju. Na koniec każdy odwiedzający otrzymał pięknie zapakowane ciastka, kartkę z życzeniami od Jego Wysokości, a Kuba banknot 5BND w ekskluzywnej kopercie. 

Prezenty po rozpakowaniu...

Przed pałacem...
Powrót do centrum miasta był wyjątkowo trudny - wszystkie przejeżdżające busy były przepełnione, taksówek nie było w ogóle, po całym dniu w klimatyzowanych pomieszczeniach upał doskwierał nam niezmiernie.
W oczekiwaniu na cokolwiek...
 W końcu zatrzymał się jeden przepełniony busik, bileter usadził naszą trójkę na w sumie dwóch miejscach i za tyle też zainkasował 2BND. Gdy tylko wysiedliśmy z autobusu pomachał nam człowiek na motorówce, można powiedzieć, że był dokładnie tym, którego szukaliśmy, bowiem kolejnym punktem naszej wycieczki był Kampong Ayer, wioska na wodzie. 
W trakcie rozmowy z nim dowiedzieliśmy się wiele o tym, jak żyje się na wodzie, oraz o tym, że obecnie rząd dąży do wyburzania domów na wodzie, oferując cywilizowane mieszkania wgłąb lądu. Jeszcze w latach 80tych prawie 60% mieszkańców Brunei stanowili posiadacze domków na palach, którzy zajmowali się głównie poławianiem ryb i krabów.
Miasto ma swoją szkołę, posterunek policji itp...
Kuba na tle szkoły
Obecnie większość ludzi zatrudniona jest w biurach i opuściła swe poprzednie domostwa. Z dziesiątki rodzeństwa naszego przewodnika jedynie on i jego brat zostali na wodzie, reszta dawno mieszka już na lądzie. Wiele domów zawala się z zaniedbania, a 6-7 rocznie płonie, w wyniku źle obsługiwanych kuchenek, kiedy to kobiety przygotowujące jedzenie nie zabezpieczają ich prawidłowo. Każdy długi budynek na wodzie, to szkoła, jest również posterunek policji, straż pożarna a także pogotowie dopływające motorówką. Miejscowość dzieli się na kilka stref, w zależności od tego kiedy domy były budowane - są i nowe apartamenty jak i stare drewniane domki zawalające pod wpływem czasu i trzęsień ziemi.
Obszar wodny jest miejscami wyjątkowo głęboki, wynika to z faktu, że dawniej na mocy porozumień między rządami Wielkiej Brytanii oraz Brunei dokonano pogłębień w celu poszukiwania złóż ropy naftowej, jednak w tym miejscu jej nie znaleziono.
Kolejnym punktem był las namorzynowy i próba ujrzenia nosaczy sundajskich, Od pana dowiedzieliśmy się co jedzą małpy i liście z których drzew należy przyłożyć do rany, jak w dżungli ukąsi nas na przykład wąż.
Rejs Sungai Limbang

Trochę słabo widoczny ale jest - nosacz sundajski...
Po zatankowaniu motorówki
Paliwo kosztuje 1 dolar brunejski za 5 litrów paliwa, co daje około 0,75 PLN/litr
udaliśmy się jeszcze w pobliże Istana Nurul Iman, by z wody sfotografować ten największy (wg różnych źródeł) pałac świata. 
Pałac Sułtana z wody...
Za dwugodzinną przejażdżkę łodzią motorową zapłaciliśmy 40BND, bo dom naszego przewodnika zaiste potrzebuje remontu. Dawniej płacił on 185BND miesięcznie czynszu, obecnie opłat za mieszkanie już nie płaci, jedynie "prąd i woda".
Wnętrze jednego z mieszkań na wodzie...
Apartamentowce...

Po opuszczeniu łodzi przespacerowaliśmy się wybrzeżem do meczetu Sultan Omar Ali Saifuddin, jednak z uwagi na piątkowe nabożeństwo, jako niewiernym, zabroniono nam wejścia.
Udało mi się przez nieuwagę ochrony sfotografować wnętrze meczetu Omara...

Ponieważ zapadał zmierzch, do odlotu zostało nam 2.5h postanowiliśmy znaleźć jakiś transport na lotnisko. Nie było to łatwe, jednak po raz kolejny mieliśmy sporo szczęścia bo pod centrum handlowym zauważyliśmy taksówkarza, którego samochód widzieliśmy pod meczetem.
Taksówkarz, co prawda wracał do domu, ale postanowił, że podrzuci nas na lotnisko. W trakcie rozmowy wyjaśniło nam się wiele odnośnie potencjału turystycznego Brunei, kraju 400.000 mieszkańców - w całym kraju jeździ 45 (!!) taksówek, bo każdy ma samochód. Ludzie nie imprezują, nie piją alkoholu, więc taksówki są im niepotrzebne. Autobusy wożą tylko tanich pracowników z Filipin i Papui Nowej Gwinei - w godzinach pracy, czyli 7:00 - 18:00. Zatem o 19:00 dojazd na lotnisko graniczy z cudem, gdybyśmy nie zatrzymali tego taksówkarza, prawdopodobnie musielibyśmy iść piechotą. Taksówkarz miał trochę czasu i chęci, postanowił nam pokazać jeszcze Meczet Jame'Asr Hassanil Bolkiah nocą, który oświetlony wygląda imponująco.
"Brama" przypominająca o urodzinach Jego Wysokości....
Na lotnisku czekało nas niemiłe zaskoczenie - lot Royal Brunei z Szanghaju ma opóźnienie, w związku z tym do Kota Kinabalu odlecimy półtorej godziny później. Dodatkowo sprawa się skomplikowała przy check-in, dowiedzieliśmy się, że nie otrzymamy kart pokładowych, jeśli nie przedstawimy planu opuszczenia Borneo. Całość dokumentów podróży, została w hotelu i dopiero sprawdzając pocztę komórką udało się przekonać panie z obsługi odnośnie naszych dalszych planów podróży. W Kota Kinabalu wylądowaliśmy o północy, kolejne skanowanie odcisków palców i siatkówki oka, mnóstwo problemów z zapłaceniem 18MYR za parking (najmniejszy posiadany banknot to 50MYR, automat takiego nie przyjmuje, wszystko pozamykane a bankomaty lotniskowe - z 6 tylko 2 czynne wydawały najmniej oczywiście 50MYR). Po nocnym przejeździe przez Kota Kinabalu, około 1:00 w nocy natychmiast położyliśmy się spać.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz