Strony

środa, 6 lipca 2016

Jaskinie Batu i drugi dzień w Kuala Lumpur

Różnica czasu między Polską a Malezją wynosi 6 godzin, zatem nie od razu uda nam się przestawić na czas obowiązujący w tym kraju. Chcieliśmy wstać o 7:00, ostatecznie udało nam się zameldować na śniadaniu dopiero po 9:00. Zjedliśmy typowo angielskie śniadanie - serwowano parówki, fasolę oraz jajecznicę, z malajskimi dodatkami - ryżem, kurczakiem curry i innymi pikantnościami.
Wyjechaliśmy już w upale o 11:00 - najpierw znaną już Ampang Line,
Stacja Chan Sow Lin
by na przystanku Bandaraya przesiąść się w pociąg Komuter odjeżdżający spod Bank Negara do Batu Caves.
Stacja Bank Negara
Zaskakujące są ceny biletów, jeden przejazd kolejką miejską kosztuje nas ok. 1.2 MYR (kurs ringgita zbliżony do kursu złotówki), pociąg Komuter kosztował nas 2.3 MYR, Kuba zapłacił jedynie 1.3 MYR. Po 20 minutach, wraz z tłumem odwiedzających wysiedliśmy i skierowaliśmy się w stronę jaskiń. Tuż po opuszczeniu budynku przystanku kolejowego powitały nas makaki jawajskie, które towarzyszyły nam przez całą wizytę w Batu Caves, nigdy jednak nie spotkaliśmy żadnego wewnątrz jaskini.
Makak jawajski

Batu Caves to zespół jaskiń w skale wapiennej, co prawda same jaskinie powstały około 400mln lat temu, dawniej znane były przez okolicznych rolników poszukujących nawozu nietoperzowego, to dopiero w świecie zaistniały po opisaniu ich przez Williama Hornadaya w 1878 roku. Wtedy też stały się jednym z ważniejszych miejsc kultu hinduistycznego w (kolonialnej) Malezji.  Jako pierwszą odwiedziliśmy jaskinię Ramayana. Trudno powiedzieć, czy powoduje to lokalizacja nieco na uboczu, czy "zaporowa" cena 5 MYR (dzieci za darmo), ale odwiedzających w tym bardzo ciekawym miejscu nie było zbyt wielu. Jaskinia pełna jest rzeźb przedstawiających sceny z życia Rāma oraz jego żony Sītā - wygnanie z królestwa przez ojca Daśaratha, włóczęgę przez indyjską dżunglę, porwanie żony, wojnę, aż po powrót na tron.

Hanuman


Śpiący Kumbhakarna

Chwile szaleństwa...
Po dłuższej wizycie udaliśmy się w najbardziej obleganym kierunku - jaskini katedralnej. Przed 272 schodami do jaskini, znajduje się największy w świecie posąg Lorda Murugana, który mierzy 42,7m wysokości, na jego budowę zużyto 1550 metrów sześciennych betonu oraz 300 litrów złotej farby (dla porównania Chrystus ze Świebodzina wraz z koroną ma 36m wysokości i jest pusty w środku). Murugan,

Murugan we własnej osobie
mimo, że nie stoi w tak eksponowanym miejscu, to stał się wizytówką Batu Caves pojawiającą się na prawie wszystkich zdjęciach dotyczących tej atrakcji turystycznej.
Ponieważ zanosiło się na deszcz postanowiliśmy czym prędzej wejść po schodach, by ewentualnie schować się przed opadami. Im więcej jednak turystów, tym więcej makaków. A makaki pomagają we wchodzeniu (tak twierdzi wiele osób) - odciągają uwagę od drogi, bawią, kłócą się o zdobycz oraz pokazują swoje życie rodzinne.
Jeden z nich, po kłótni z innym wybrał sobie najmniejszego człowieka w okolicy, którym okazał się Kuba. Ten też pomógł we wchodzeniu, ponieważ przyspieszył znacznie nasze wejście na górę, a raczej ucieczkę przed wściekłą małpą. Chociaż makak jest mały, to jednak zarówno pazury jak i zęby ma ostre, nie ma co ryzykować niewiadomej infekcji po kontakcie z tym zwierzakiem. Na szczęście okoliczni ludzie pomogli przepędzić rozwścieczonego osobnika. Po wejściu na górę, spodziewaliśmy się wewnątrz tłumów, jednak turystów nie było jakoś dużo - większość zdjęć dostępnych w sieci przedstawia obchody Thaipusam, święta hinduistycznego, kiedy w jaskini pojawiają się tysiące wiernych, wśród których można zauważyć wielu modlących się poprzez noszenie ciężarów kavadi czy vel skewers. Święto ma miejsce na przełomie stycznia i lutego - nie ten termin.
Wewnątrz zamiast małp, rządzą kury, które również są czczone w tym miejscu przez hinduistów. Koguty, na przewyższeniu przechadzały się niczym święte krowy po Delhi.



Król Batu Caves
Bezkres jaskini


 Kolejnym punktem odwiedzin była świątynia poświęcona bóstwu Śiva.
Odwiedziny w jaskiniach Batu zajęły nam pół dnia, akurat by odwiedzić najciekawsze miejsca, w spokoju fotografować zarówno figury hinduistyczne jak i okoliczną faunę - do Kuala Lumpur wróciliśmy po południu i udaliśmy się na spacer po centrum miasta. Rozpoczęliśmy od przejścia ze stacji Plaza Rakyat - aleją Jalan Tun Tan Cheng Lock - odwiedziliśmy China Town, przespacerowaliśmy się przez market, gdzie można kupić najlepsze Rolexy za 10 MYR i mnóstwo różnych pamiątek.

Później udaliśmy się pod KL City Gallery, by podziwiać budynek Sułtana Abdul Samada, zbudowany w 1897roku, w stylu mauretańskim - z otworami w kształcie podkowy. Nad budynkiem góruje wieża zegarowa o wysokości 41,2 metra. Przespacerowaliśmy się przez Skwer Niepodległości - Dataran Merdeka, gdzie po raz pierwszy - na znak niepodległości od Zjednoczonego Królestwa o północy, 31 sierpnia 1957 roku, zdjęto z masztu Union Jack'a - Brytyjską Flagę.
Nieco zwariowana sesja
Sultan Abdul Samad Building
Gdzie stare łączy się z nowym
Wszystkie ważne wieże..
Później próbowaliśmy zwiedzić Masjid (meczet) Jamek, który został wybudowany w 1909 roku i jest najstarszą w mieście świątynią muzułmańską. Wybudowany został w miejscu, gdzie zlewają się rzeki Klang i Gombak, które uznawane jest jako narodziny miasta. Niestety, z uwagi na okoliczne prace rewitalizacyjne połączone z regulacją rzek - wstęp do meczetu jest tylko na modlitwę, turystom wstęp wzbroniony.
Kolej naziemna
Wróciliśmy zatem do hotelu, z nadzieją że zrobimy zakupy i odpoczniemy po intensywnym dniu.
W poszukiwaniu pożywienia...
Lokalna kota...
Niestety - zakupy musieliśmy znacznie okroić, ponieważ jeden z bankomatów w 7eleven (taka azjatycka "Żabka") był pusty, drugi natomiast w okolicznym no-name markecie nie tolerował karty z polskiego Deutsche Banku.
Pokój 1113

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz