Strony

poniedziałek, 31 lipca 2017

Bogota, w poszukiwaniu El Dorado.

Po śniadaniu pożegnaliśmy się z hotelem i dotarliśmy taksówką na lotnisko Cartagena.
Już w czasie pobytu zakupiony został tani bilet linii lotniczej LATAM, co ciekawe w odróżnieniu od tanich taryf europejskich, bilet obejmował również bagaż nadawany. Chwilę spędziliśmy na lotnisku i z niewielkim opóźnieniem odlecieliśmy samolotem LAN (chyba wypożyczonym w ramach sojuszu) do Bogoty.
Po wylądowaniu okazało się, że mieliśmy prawie godzinne opóźnienie, co spowodowało nieco zdenerwowania pani Marceli, która czekała na nas z transferem na lotnisku Bogota - El Dorado.
Jak się okazało, próbowała się skontaktować jednak nie umiała się dodzwonić, ani nie otrzymała odpowiedzi na wysłany email (brak internetu w samolocie). Pani Marcela prowadzi biuro turystyczne, które współpracuje w zakresie przewozu gości hotelu Rivera Inn. Oczywiście, jak to w Ameryce Południowej bywa, używa jedynie języka hiszpańskiego, stąd kontakt z nią był nieco utrudniony, ale na tyle wystarczający, żeby dogadać szczegóły. I tak została naszym kierowcą na cały czas pobytu w Bogocie, co znacznie ułatwiło przemieszczanie się po stolicy Kolumbii i okolicach. Do hotelu przybyliśmy po 40 minutach, bardzo miła pani z obsługi stwierdziła, że pokój już jest gotowy, i mimo że do check-in została ponad godzina - możemy zostawić bagaże. Przestrzegała również na współ z naszą kierowcą, aby pod żadnym pozorem nie zabierać ze sobą dużej ilości gotówki oraz paszportów. W centrum miasta, podobnież, wciąż jest wysoka przestępczość, bardzo łatwo stracić dokumenty, a dla celów kontroli przeprowadzanych przez policję w zupełności wystarczą kserokopie paszportów. Wzbudziło to trochę niepokoju, bowiem czytając przed wyjazdem o Kolumbii, miałam wrażenie, że kraj jest bardzo bezpieczny, który bardzo różni się od obrazów z końca ubiegłego wieku, gdy rządziły nim narkotykowe kartele. Możliwe, że któryś z gości hotelowych miał ostatnio jakąś nieciekawą przygodę. Lepiej chuchać na zimne, z odpowiednio zabezpieczoną gotówką i pozostawionymi dokumentami w hotelu ruszyliśmy zwiedzać centrum największego, bo ponad ośmiomilionowego miasta w Andach, A rozpoczęliśmy od wizyty w restauracji,
gdzie zjedliśmy spóźniony lunch. Później odwiedziliśmy sztandarowy punkt każdej wizyty w Bogocie - Muzeum Złota. Gorączka złota w Kolumbii sięga czasów hiszpańskich konkwistadorów, którzy przemierzali cały kontynent łupiąc złoto i kosztowności Azteków, Majów czy Inków.
 
W muzeum, w ciekawy sposób przedstawiona jest historia złota, procesy metalurgiczne
 
a także ogromna galeria sztuki - zarówno świeckiej,
 
 
jak i sakralnej.
 
Można obejrzeć ogromną wystawę złotych masek pośmiertnych,
a także wystawy pokazujące historię oraz kulturę Kolumbii.
Można było także zobaczyć mieszkańców w strojach ludowych.
 
 
 
Dalej przeszliśmy deptakiem
 
 
 na Plaza Boliviar,
główny plac na którym, poza ciekawymi występami,
 
 
 
 
można karmić wsechobecne gołębie.
 
Kolejnym punktem miało być Muzeum Policji, jednak ze względu na późną porę - przełożyliśmy wizytę na niedzielny poranek. Spacerując prostymi ulicami Bogoty dotarliśmy do La Candelaria, kolonialnej dzielnicy, która pięknie odróżnia sie od przytłaczających, posępnych budynków z piaskowca oraz marmuru.
 
Znajduje się tam między innymi Botero połączone z Museo de Arte de Banco de la Republica.
 
 
 
 
Co ciekawe - wstęp do muzeum jest darmowy. Zagubiliśmy się w pomieszczeniach obu obiektów, tak że w ostatnim momencie dotarliśmy na Plaza de Boliviar, skąd Pani Marcela zabrała nas do hotelu.

sobota, 22 lipca 2017

Cartagena de Indias. Zapach Karaibów.

Śniadanie w hotelu było bardzo przyjemne, chociaż codzienne jedzenie jajek powodowało już znużenie. Do śniadania obsługa hotelu podała świeże owoce papai oraz wyciskany sok z pomarańczy. My wciąż bez bagaży, tak jak wczoraj ubraliśmy się w Cusco, natomiast od samego rana recepcja hotelowa wydzwaniała na lotnisko i uzyskiwała zapewnienie, że w południe bagaże już będą. Aby nie tracić czasu wybraliśmy się spacerem na miasto. O ile łatwo przeszliśmy w cieniu wieżowców, to niestety upał i brak cienia na dalszej drodze spowodował konieczność wybrania taksówki. Taksówkarz za dowiezienie do zamku św. Filipa zażyczył sobie kilka tys. peso. 50tys. kosztowały bilety dla naszej trójki.
 
Poranny upał dał się odczuć, szczególnie gdy w kazamatach szukaliśmy nieco ochłody, a trafiliśmy na tropikalną wilgoć.
 
 
 
 
Budowa zamku San Felipe de Barajas  rozpoczęła się w 1674 roku. Sam zamek skutecznie obronił się w 1741 roku przed oblężeniem Brytyjczyków. Dzisiaj jest to twierdza z niewielkim sklepem oraz miejsce odpoczynku różnych zwierząt.
 
 
 
A przede wszystkim piękny punkt widokowy na całe miasto - tak, kolonialne Stare Miasto jak i nowoczesne wieżowce w Bocagrande oraz Castillogrande.
My też trochę odpoczęliśmy w cieniu,
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
po czym opuściliśmy zamek i za pomocą taksówki dojechaliśmy do Starego Miasta.
 
Wysiedliśmy tuż przy kościele Santo Domingo,
który był zamknięty. Przed kościołem znajduje się La Gorda Gertrudis, kobieta o obfitych kształtach,
 
jakże charakterystyczna dla twórczości Botero. Bardzo podobna do tej, która znajduje się pod Kaskadami w Erywaniu, tylko - bez papierosa, leżąca na boku, a nie na brzuchu jak ta od Kafesijana.
Kolorowymi uliczkami Starówki,

 
 
 
 
 
 
Dotarliśmy na Plaza de Bolivíar (kolumbijski odpowiednik peruwiańskiego Plaza de Armas), gdzie w cieniu usiedliśmy by odpocząć i poobserwować otoczenie.
 
 
Przy placu znajduje się Katedra de Santa Catalina de Alejandría, oczywiście - zamknięta. Zamknięte również było Sanktuarium San Pedro Claver, po nabyciu owoców od sprzedawczyni usiedliśmy na schodach kościoła

 
 
 
i ponownie znaleźliśmy kawałek cienia, by uciec od silnie operującego słońca.
 
 
 
 
 
Później, wąskimi kolonialnymi uliczkami przeszliśmy pod Bramę Torre del Reloj,
 
 
gdzie wsiedliśmy do taksówki i wróciliśmy do hotelu. W hotelu czekały już na nas bagaże dostarczone przez kuriera Avianca. Po przebraniu i przygotowaniu poszliśmy skorzystać trochę z karaibskiej plaży, do której mieliśmy tylko kilka kroków.
 
 
 
Wieczór, aby odpocząć po intensywnej poprzedniej nocy - spędziliśmy w hotelu.