Strony

niedziela, 16 lipca 2017

Bienvenido a Colombia!

Hotel Sol Inca został wybrany z kilku powodów. Pierwszym była cena, a drugim lokalizacja oraz śniadanie w cenie. Jak na miejscu się okazało, jest też wyspą spokoju z ciekawym dziedzińcem, na którym prym wiedzie papuga, o imieniu "Ola", z bardzo wyraźną dykcją mówiąca "Hola" i "cómo se hace?"
W oazie tej udało mnie się po raz pierwszy w życiu zobaczyć a nawet sfotografować kolibra na wolności. Po prostu przyleciał i zaczął zwiedzać hotelowe kwiaty.
 
 
Po śniadaniu, z żalem, spakowaliśmy się i chwilę odpoczęliśmy na dziedzińcu. Później, taksówką,
 dotarliśmy na lotnisko.
Czekały nas trzy loty tego dnia, do Limy, Bogoty i Cartagena de Indias. Dlaczego akurat Cartagena? Bo trzeci lot Avianca dała gratis, niezależnie: do Medellin, Cali czy Bogoty - cena wynosiła mniej więcej tyle samo. Z wszystkich większych miast, jest ono najciekawsze, najbezpieczniejsze oraz umożliwia zakosztowania smaku Karaibów. Dwie przesiadki, z czego ta w Bogocie - dość ciasna, ale wszystko na jednym bilecie, więc to po stronie przewoźnika jest problem, żebyśmy się wszyscy wraz z bagażami znaleźli w miejscu docelowym.
Czekał nas wyczerpujący dzień, zaczęło się od długiego oczekiwania do jedynego automatycznego kiosku,
w którym starsza Holenderka (być może pilotka wycieczki) próbowała we wszystkich dostępnych językach odprawić kilkanaście osób z jej grupy. Gdy już skończyła - nam poszło szybko i otrzymaliśmy karty pokładowe. Taśma zabrała bagaże, a my poszliśmy do kontroli bezpieczeństwa, gdzie strażnik długo nie mógł ustalić czyje to jest dziecko. Terminal w Cuzco jest trochę mały, wielkości tak z połowę Pyrzowic, natomiast ilość lotów zaskakuje. Co chwilę odlatuje coś do Limy, to z tradycyjnych, to tanich linii. Bramek jest niewiele, łatwo je pomylić i trzeba obserwować tablicę odlotów, na której akcja zmienia się jak w filmie sensacyjnym. Na 20 minut przed planowanym odlotem wylądowaliśmy na niższym poziomie terminala, po czym po pół godzinie rozpoczął się boarding. Mimo że wszyscy pasażerowie, łącznie z holenderską wycieczką szybko umieścili się w samolocie, to czas mijał, a samolot nie startował. Jak się okazało, był przeładowany i trzeba go było odciążyć. Nikt nie wysiadł, ale kilka bagaży zostało wyładowanych z luku. Ciekawe czy nasze?
Po godzinie siedzenia w dusznym samolocie, w końcu odlecieliśmy do Limy. Czasu na przesiadkę było ponad 3h, zatem 1.5h opóźnienia nie stanowiło problemu. W Limie musieliśmy wyjść poza strefę transferową, po raz kolejny dać się prześwietlić oraz przejść kontrolę paszportową. Przeszło dość sprawnie, więc zdążyliśmy wydać ostatnie Sole na kanapki i jeszcze trochę skorzystać z darmowego lotniskowego internetu. Samolot z Limy wystartował o czasie, ale z lądowaniem, ze względu na ulewy szalejące nad stolicą Kolumbii już tak prosto nie było. Pośrednik tripsta, który sprzedał nam bilet nie widział problemu z 1.5h przesiadką w Bogocie, możliwe, że w korzystnych warunkach pogodowych jest to wykonalne - my wylądowaliśmy mniej niż godzinę przed planowanym odlotem. Długość kolejki do kontroli paszportowej całkowicie przekonała nas, że na samolot nie zdążymy. Gdy podeszliśmy do stanowiska miłej pani ze straży granicznej, rozpoczął się wywiad: a skąd, a dokąd, a w jakim celu. Później wystarczyło udowodnić, że mamy bilet powrotny do Europy i pani podstemplowała z hukiem paszporty, mówiąc "Bienvenido a Colombia!" . Co typowe dla lotnisk Ameryki Południowej - nie ma strefy transferowej, trzeba wyjść do hali odlotów, ponownie prześwietlić bagaże podręczne. Samolot do Cartageny był opóźniony, więc była nadzieja że jednak zdążymy. Linia lotnicza miała jednak inne zdanie i przebookowała nas na późniejszy lot. Późniejszy, okazał się bardzo opóźniony. Ten którym mieliśmy lecieć pierwotnie został w ogóle odwołany, a nasz z 22:20 ostatecznie wystartował o 23:40. Na lotnisku panował chaos, tablica odlotów była cała czerwona z co drugim lotem cancelado. Ostatecznie w Cartagenie wylądowaliśmy z półtoragodzinnym opóźnieniem.
Mimo północy, w twarz uderzyło gorące, wilgotne powietrze. Pasażerów nie było zbyt wielu, bagaże wyjechały szybko, bo był to jedyny samolot o tej porze.
Prawie wszystkie bagaże, pośród których naszych bagaży nie było. Jak się okazało, w Bogocie na samolot zdążyliśmy, torby jednak już nie. Pracownicy linii Avianca przyjęli reklamację, wystawili protokół i obiecali że bagaże dotrą porannym lotem. My wsiedliśmy do taksówki i po kilkunastu minutach dotarliśmy do hotelu Balcones de Bocagrande.
 
 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz