Śniadanie w hotelu było bardzo przyjemne, chociaż codzienne jedzenie jajek powodowało już znużenie. Do śniadania obsługa hotelu podała świeże owoce papai oraz wyciskany sok z pomarańczy. My wciąż bez bagaży, tak jak wczoraj ubraliśmy się w Cusco, natomiast od samego rana recepcja hotelowa wydzwaniała na lotnisko i uzyskiwała zapewnienie, że w południe bagaże już będą. Aby nie tracić czasu wybraliśmy się spacerem na miasto. O ile łatwo przeszliśmy w cieniu wieżowców, to niestety upał i brak cienia na dalszej drodze spowodował konieczność wybrania taksówki. Taksówkarz za dowiezienie do zamku św. Filipa zażyczył sobie kilka tys. peso. 50tys. kosztowały bilety dla naszej trójki.
Poranny upał dał się odczuć, szczególnie gdy w kazamatach szukaliśmy nieco ochłody, a trafiliśmy na tropikalną wilgoć.
Budowa zamku San Felipe de Barajas rozpoczęła się w 1674 roku. Sam zamek skutecznie obronił się w 1741 roku przed oblężeniem Brytyjczyków. Dzisiaj jest to twierdza z niewielkim sklepem oraz miejsce odpoczynku różnych zwierząt.
A przede wszystkim piękny punkt widokowy na całe miasto - tak, kolonialne Stare Miasto jak i nowoczesne wieżowce w Bocagrande oraz Castillogrande.
My też trochę odpoczęliśmy w cieniu,
po czym opuściliśmy zamek i za pomocą taksówki dojechaliśmy do Starego Miasta.
Wysiedliśmy tuż przy kościele Santo Domingo,
który był zamknięty. Przed kościołem znajduje się La Gorda Gertrudis, kobieta o obfitych kształtach,
jakże charakterystyczna dla twórczości Botero. Bardzo podobna do tej, która znajduje się pod Kaskadami w Erywaniu, tylko - bez papierosa, leżąca na boku, a nie na brzuchu jak ta od Kafesijana.
Kolorowymi uliczkami Starówki,
Dotarliśmy na Plaza de Bolivíar (kolumbijski odpowiednik peruwiańskiego Plaza de Armas), gdzie w cieniu usiedliśmy by odpocząć i poobserwować otoczenie.
Przy placu znajduje się Katedra de Santa Catalina de Alejandría, oczywiście - zamknięta. Zamknięte również było Sanktuarium San Pedro Claver, po nabyciu owoców od sprzedawczyni usiedliśmy na schodach kościoła
i ponownie znaleźliśmy kawałek cienia, by uciec od silnie operującego słońca.
Później, wąskimi kolonialnymi uliczkami przeszliśmy pod Bramę Torre del Reloj,
gdzie wsiedliśmy do taksówki i wróciliśmy do hotelu. W hotelu czekały już na nas bagaże dostarczone przez kuriera Avianca. Po przebraniu i przygotowaniu poszliśmy skorzystać trochę z karaibskiej plaży, do której mieliśmy tylko kilka kroków.
Wieczór, aby odpocząć po intensywnej poprzedniej nocy - spędziliśmy w hotelu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz