Strony

niedziela, 9 kwietnia 2017

Prawdopodobnie najszczęśliwsza stolica świata. Kopenhaga.

Jeszcze nigdy nie zdarzyła się taka sytuacja, żeby już w styczniu mężowi zabrakło urlopu. Co prawda wykorzystał tylko kilka dni na Portugalię, jednak wykupione loty przekładające się na plan urlopowy spowodowały, że poza planowanymi wypadami do obu Ameryk, pozostaną nam tylko tzw. weekendówki. Pierwsza trafiła się już w lutym - wiosenna inauguracja linii Norwegian i loty za 270zł z Krakowa do Kopenhagi, na prima aprilis. Szybko, bezpośrednio i w ramach weekendu, bez konieczności brania urlopu.
 

Jakoś dotąd nie było nam po drodze do Skandynawii, zatem nie zastanawialiśmy się długo.

Po momencie euforii nastąpiła faza zaskoczenia. Wiedziałam, że jest drogo, ale że aż tak? Słabej jakości hotel ze śniadaniem, klasy ibis budget za 90 Eur? Dodatkowo, żadnej z sieciówek, gdzie można by skorzystać z przywilejów przysługujących posiadaczom kart lojalnościowych albo kodów zniżkowych. Jednak klamka zapadła - lecimy. W piątek po pracy spokojnie spakowaliśmy kilka rzeczy na najbliższe dwa dni i wyjechaliśmy do Krakowa. System rezerwacyjny amadeus ostrzegał o kilkugodzinnym opóźnieniu samolotu, jednak nic takiego nie nastąpiło. O czasie wystartowaliśmy, po chwili mogliśmy za pomocą telefonu skorzystać z systemu rozrywki oraz otrzymać informacje o parametrach lotu oraz pozycji samolotu. Jak na taniego przewoźnika, to wnętrze samolotu bardzo wygodne i sporo miejsca na nogi. Tuż przed północą wylądowaliśmy w stolicy Danii i za pomocą metra dotarliśmy na stację Forum, skąd już tylko kilka kroków dzieliło nas od hotelu Cabinn Express. Po zameldowaniu znaleźliśmy się w pokoju z wąskim piętrowym łóżkiem. Plastik, jakość montażu, przewracający się stolik, urwany dings pod górnym łóżkiem - jakoś nas to wszystko nie przekonało i nikt nie odważył się spać na górze, a małżonek w związku z tym położył się na podłodze.
Źródło: www.cabinn.com/en/hotel/cabinn-express-hotel
www.cabinn.com/en/hotel/cabinn-express-hotel
Śniadanie było całkiem przyjemne, co prawda sporo różnego rodzaju pieczywa, trzy wędliny na krzyż i ser - to jednak brakowało mi jakichkolwiek witamin - ogórka, czy pomidora. Nie przyjechaliśmy tu siedzieć w hotelu, od razu ruszyliśmy w miasto.
 
 
 
Pojechaliśmy na stację Østerport, skąd przeszliśmy do pierwszej atrakcji - Kastellet, czyli Cytadeli.  Budowa twierdzy rozpoczęła się w XVIIw., większość zachowanych budynków pochodzi z XVIIIw. i mogła służyć jako baza dla nawet 1800 żołnierzy. Jest to oaza ciszy pośród miasta, która od wczesnych godzin porannych wykorzystywana jest przez biegaczy.

 
 
Weszliśmy mostem południowym, odwiedziliśmy wiatrak, po czym spacerując krawędzią nasypu zostaliśmy "przestawieni" przez żołnierzy, którzy akurat w tym momencie dokonywali przeładowania broni. 
 
 
 
 
 
Po spacerze wewnątrz oraz krawędziami Cytadeli udaliśmy się do najbardziej przereklamowanej atrakcji Kopenhagi, czyli posągu (smutnej) Małej Syrenki.
 
 
Szczęśliwie, stawiliśmy się rankiem, bo w godzinach popołudniowych nie można nawet dopchać się w pobliże posągu. Mała Syrenka, rzeczywiście jest niewielka, ma ok. 1.25m wysokości, ufundowana została przez właściciela browaru Carlsberg i znajduje się tam od 1913 roku, a twarzy "użyczyła" jej przyszła żona rzeźbiarza.
 
 
 
 
Dalej przeszliśmy na dziedziniec pałacu Amalienborg, który jest oficjalną rezydencją obecnie panującej królowej Małgorzaty II, składa się z czterech budynków otaczających dziedziniec. Sam dziedziniec podzielony jest na cztery place, a pośrodku znajduje się pomnik Fryderyka V, Rytterstatue. Akurat było południe i odbywała się tam uroczysta zmiana warty.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Dalsze kroki skierowaliśmy do Kościoła Marmurowego, Kościoła Fryderyka, barokowo-eklektycznego kościoła z największą w Skandynawii kopułą, wzorowaną na Bazylice św. Piotra. Przecznicę dalej znajduje się Katedra św. Oskara, rzymskokatolicki kościół wybudowany w latach 1840 - 1842.
 
 
 
 
Stamtąd przeszliśmy do Ogrodów Królewskich, Kongens Have. Tam zjedliśmy kanapki i poszliśmy podziwiać Traktørstedet Rosenborg, letnią rezydencję monarchów duńskich.
 
 
 
 
Same ogrody nie wyglądają imponująco, prawdopodobnie odwiedziliśmy je kilka tygodni za wcześnie. 
W kościele św. Trójcy wysłuchaliśmy próby organisty i zobaczyliśmy z zewnątrz Rundetårn, Okrągłą Wieżę.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Jest ona najstarszym obserwatorium w Danii, nie jest szczególnie wysoka - ma tylko 36m wysokości. Spacerując dalej trafiliśmy do luterańskiej katedry Marii Panny, Vor Frue Kirke.
 
Przeszliśmy pod Fontannę Dobroczynności, Caritasbrønden.
 
 
 
Fontanna jeszcze nieczynna, w dniu urodzin królowej wypełnia się skaczącymi złotymi jabłkami. Przy Pałacu Christiansborg zaplanowaliśmy odpoczynek po kilkugodzinnym i kilkunastokilometrowym spacerze.
 
Jest to dawna rezydencja monarchów, obecnie zajmowana przez duński parlament. Spacerując, w końcu, popołudniową porą dotarliśmy do Nyhavn, miejsca, które znajduje się na okładkach przewodników, kalendarzy oraz pocztówek.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Mimo sporej ilości imprezowiczów i spacerowiczów udało się wykonać kilka zdjęć kolorowych kamienic. Stamtąd przeszliśmy nowooddaną Indershavnbroen, kładką łączącą centrum z wyspą Christiania.
 
 
 
 
Tam zobaczyliśmy charakterystyczny kościół Św.Zbawiciela ze spiralną wieżą i udaliśmy się na squat.
 
 
To właśnie na Christianii, w latach 70tych ubiegłego wieku powstało wewnętrzne miasto z ogromną autonomią. Eksperyment socjologiczny, prawie utopijne państwo, gdzie każdy odpowiada za siebie. Dzisiaj to miejsce jest niewygodne dla duńskich polityków, którzy za bardzo nie mają pomysłu jak ten problem rozwiązać.
 
 
 
 
 
 
Domy mieszkańców wspólnoty wymalowane są graffiti, a spacerując między budynkami czuć charakterystyczny zapach palonego zioła, które bez trudu można nabyć u każdego sprzedawcy. Christiania to ostatni punkt tego dnia. Zmęczenie dało o sobie znać - po zrobieniu zakupów, metrem pojechaliśmy do hotelu odpocząć.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz