Wszystko wskazywało na to, że nie powinniśmy jechać. Jeszcze na tydzień przed wyjazdem Kuba wylądował w szpitalu, co spowodowało możliwość odwołania wyjazdu i zamroziło wszystkie przygotowania. Na szczęście sprawa, choć z początku poważna, bo zapalenie było ostre, to skończyła się dobrze - dzięki trafionej kuracji już po pięciu dniach wrócił do domu ze zgodą na wyjazd. Zostały zatem dwa dni na ostatnie "doklepki" - rezerwacje hoteli, autobusów oraz krajowych biletów lotniczych w Peru i Kolumbii.
Ostatnia noc przed wylotem przyniosła wiele strachu ze względu na sensacje jelitowe - ostatecznie podnieśliśmy dziecko na ile to możliwe i ruszyliśmy na poniewierkę. Samochód zaparkowany na parkingu u sołtysa Pyrzowic - ceny atrakcyjne i można dojść piechotą do terminala.
Nasz przewoźnik - Lufthansa, umożliwia ominięcie ogromnej kolejki do kontroli bezpieczeństwa pasażerów WizzAir, czym wywołaliśmy wielkie oburzenie wśród czekających na kontrolę przed lotami do Luton czy Dortmundu. Serwis pokładowy raczej skromny - małe ciasteczko i napój do wyboru. Na lotnisku we Frakfurcie mieliśmy 6 godziny przesiadki, Kuba miał możliwość zregenerować nieco siły, a na 11:00 zaplanowaną mieliśmy wycieczkę "Starter Tour", za 7 Eur, przez 45 minut wraz z przewodnikiem można zobaczyć lotnisko od tej ciekawszej strony. Co prawda nie wysiada się z autobusu, natomiast można zobaczyć i dowiedzieć się więcej, niż podczas tradycyjnego przejazdu między samolotem a terminalem w autobusie pełnym pasażerów. Dotarcie na wycieczkę wymagało opuszczenia strefy transferowej, za pomocą SkyLine dojechaliśmy na część C terminala pierwszego i po chwili wsiedliśmy do autobusu, gdzie miła pani przewodnik, w języku niemieckim z przejęciem opowiadała o samolotach dzieląc się ciekawostkami z życia lotniska.
Była to również szansa na planespotting, z której oczywiście skorzystałam. Wycieczka planowana jest raczej dla dzieci, pozostałe wycieczki w ofercie lotniska są znacznie dłuższe, oraz dozwolone dopiero od 16 lat.
Przeszliśmy jeszcze raz pod kontrolę bezpieczeństwa, bramki zatrzymały nas, bowiem znaleźliśmy się po niewłaściwej ich stronie, wychodząc bokiem "na miasto", na szczęście obsługa skorygowała ustawienia i po przeskanowaniu czekaliśmy już na odlot do Barcelony, który nieco się opóźnił z powodów technicznych. W trakcie krótkiego lotu, podobnie skromny serwis - kanapka z mortadelą lub z serem oraz napoje do wyboru.
W Barcelonie mieliśmy sześć godzin, zatem po nadaniu bagażu w stanowisku British Airways wsiedliśmy w szybki Aerobus i po pół godzinie znaleźliśmy się w jednym z piękniejszych miejsc tego miasta - na Plaça d'Espanya,
skąd przespacerowaliśmy się pod Palau Nacional.
Pierwszy raz byliśmy w Barcelonie inną porą roku, aniżeli zimą, oraz pierwszy raz podziwialiśmy Font Magica za dnia. Została nam jeszcze chwilka, wyjechaliśmy na taras Arenas de Barcelona,
po czym wróciliśmy na lotnisko, skąd odlecieliśmy na Heathrow.
Tam po 23:00 odebraliśmy bagaże i za pomocą zamówionego transportu dojechaliśmy do hotelu Travelodge Gatwick, gdzie od razu, zmęczeni - usnęliśmy.
Rano po śniadaniu, wymelodowaliśmy się i autobusem dojechaliśmy na południowy terminal lotniska, skąd o 12:20 odlecieliśmy do Limy. Lot planowany był na 12.5h, lecieliśmy nieco już wysłużonym Boeingiem 777-200, natomiast stewardessy na każdym kroku upewniały się, że niczego nam nie brakuje. Na posiłki wybraliśmy: menu dla dzieci, niskokaloryczne oraz posiłek hinduski.
Opóźniony samolot o 19:30 czasu miejscowego wylądował w Limie, gdzie spotkało nas zaskoczenie - na lotnisku nie czekał na nas transfer do hotelu, zamówiony jeszcze przed wylotem. W związku z czym zdegustowani, wybraliśmy lokalną taksówkę, co miało też swoje dobre strony, bo zapłaciliśmy tylko 50sol, zamiast 75.
po czym wróciliśmy na lotnisko, skąd odlecieliśmy na Heathrow.
Tam po 23:00 odebraliśmy bagaże i za pomocą zamówionego transportu dojechaliśmy do hotelu Travelodge Gatwick, gdzie od razu, zmęczeni - usnęliśmy.
Rano po śniadaniu, wymelodowaliśmy się i autobusem dojechaliśmy na południowy terminal lotniska, skąd o 12:20 odlecieliśmy do Limy. Lot planowany był na 12.5h, lecieliśmy nieco już wysłużonym Boeingiem 777-200, natomiast stewardessy na każdym kroku upewniały się, że niczego nam nie brakuje. Na posiłki wybraliśmy: menu dla dzieci, niskokaloryczne oraz posiłek hinduski.
![]() |
foto by Kuba - child meal |
![]() |
foto by Kuba - india meal |
![]() |
foto by Kuba - low calorie meal |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz