Strony

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Z wizytą w browarium Carlsberga.

Rzadko się zdarza, abyśmy z taką radością wymeldowali się z hotelu. Plastikowego. Ze stacji metra Forum, z bagażami podręcznymi, podjechaliśmy metrem na stację Vesterport, gdzie przesiedliśmy się w pociąg podmiejski do stacji Carlsberg. W niedzielny poranek byliśmy sami w pociągu.
Do muzeum od stacji kolejki podmiejskiej trzeba trochę podejść pod górę, po kilku minutach kupowaliśmy bilety, w budynku zlokalizowanym przy dawnym domu Carla Jacobsena. Co odróżnia duńskie muzeum piwa, od polskich (Tychy, Żywiec) to fakt, że nie ma problemu z wstępem dzieci. Do wieku 5 lat bilety są za darmo, natomiast ulgowe po 70 DKK. Dorośli płacą po 100 koron, w tej cenie wliczone są gadżety i napoje. Tuż nad kasami znajduje się pierwsza część wystawy - ogromna, wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa kolekcja butelek z piwem.
 
Równolegle poznać można historię kopenhaskiego browarium. Firma założona została w 1847 roku przez Jacoba Christiana Jacobsena, a swoją nazwę zawdzięcza imieniu Syna - Carla Jacobsena.Od początku swych dziejów fabryka zlokalizowana jest w dzielnicy Valby. PO śmierci Jacoba, w 1887 roku zarząd nad firmą przejęła Fundacja Carlsberg. Obecnie koncern zatrudnia 41 tys. ludzi na całym świecie, ma oddziały w Europie oraz Azji.
 

Poza  nazwą Carslberg sprzedaje piwa pod marką Tuborg,
Kronenbourg, Baltika, a z polskich: Okocim oraz Kasztelan. Kolejny etap zwiedzania to możliwość zapoznania się z procesem produkcji, który nie zmienił się na przestrzeni lat. Do produkcji piwa, chociaż zwykło się mawiać że jest to napój chmielowy, stosuje się przede wszystkim do fermentacji słód jęczmienny oraz krystalicznie czystą wodę, a chmiel stanowi dodatek wraz z drożdżami. Można również zobaczyć stylizację pierwszego laboratorium założonego w 1875 roku.
 
 
   
Dalsze zwiedzanie to reprodukcja słynnej kopenhaskiej syrenki,

 
 
 
a także możliwość odwiedzenia stajni, w których przestawiona jest kolekcja zabytkowych pojazdów. W barze chłopcu zagrali w piłkarzyki i napiliśmy się czerwonego lagera oraz pale ale.
 
 
Dla Kuby napój oczywiście bezalkoholowy.

Po zwiedzaniu zabraliśmy bagaże, które przechowała nam pani z kasy i udaliśmy się na lotnisko. Na szczęście przyjechaliśmy dużo wcześniej, bo z uwagi na natężony ruch podróżnych, w kolejce do kontroli odczekaliśmy prawie półtorej godziny.
Wolontariusze lotniska dwoili się i troili, by rozładować kolejki, jednak podróżnych wciąż przybywało. Po raz kolejny potwierdziło się, że przyjazd na ostatnią chwilę spowodowałby mnóstwo nerwów i prawdopodobnie - spóźnienie na samolot.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz