Ponieważ w hotelu śniadania wydały nam się drogie, mąż z samego rana pobiegł do pobliskiego sklepu i przygotował śniadanie "do łóżka". Nieco z możliwości, a nieco z konieczności, bowiem większą część pokoju zajmowały właśnie łóżka. Po raz pierwszy podczas wyjazdu zjedliśmy śniadanie jak w domu, ze świeżym pieczywem, a nie serwowanymi we wszystkich hotelach tostami. Kiedy ja planowałam atrakcje, chłopcy poszli jeszcze przetestować na szybko przyhotelowy basen.
Gdy się wysuszyli, poszliśmy wymeldować się z hotelu i oddać bagaże do przechowalni. Pierwszym zaplanowanym punktem wycieczki była wizyta w Chinatown.
Miasto, jeszcze za czasów kolonialnych zostało podzielone na części przydzielone chińczykom, hindusom, malajom oraz anglikom. Wychodząc ze stacji metra o nazwie Chinatown ląduje się od razu w środku targowiska, gdzie każda cena, poza artykułami z przywieszonymi cenami, jest negocjowalna. Po przejściu Pagoda Street zajrzeliśmy do Świątyni Sri Mariamman.
Jest to najstarsza świątynia hinduistyczna w Singapurze, uznawana za pomnik hinduizmu w państwie-mieście.
Ufundowana została przez Naraiana Pillai w 1827. Przy wejściu zostaliśmy pozbawieni butów, na szczęście miałam swoją chustkę w związku z czym nie musiałam używać mocno spoconych ciuchów wypożyczanych przez obsługę świątyni. Samo zwiedzanie jest "co łaska", natomiast za możliwość fotografowania musiałam zapłacić 3MYR. Świątynia wywarła na nas duże wrażenie, szczególnie że z pewnej odległości (wyznaczonej przez płotki ograniczające dostęp dla niewiernych) mieliśmy możliwość obserwowania obrzędów nabożeństwa o 12:00.
![]() |
W oczekiwaniu na nabożeństwo... |
Później przespacerowaliśmy się South Bridge Road
do Świątyni Zęba Buddy. Legenda głosi, że siekacz Buddy został przemycony we włosach księżniczki Orissan na Sri Lankę, a gdy w IV w n.e. buddyzm stał się tam wiodącą religią, ząb został relikwią.
Świątynia, wybudowana w stylu architektonicznym dynastii Tang, powstała w latach 2005-2007.
Naładowani pozytywną energią zdobytą podczas zwiedzania i wsłuchiwania się w monotonne brzmienie buddyjskich mantr udaliśmy się na zakupy. Mieliśmy plan nabyć zegarek elektroniczny dla Kuby oraz jakąś kamerkę w typie gopro. Po zakupach negocjowanych (zegarek w cenie polskiej, na kamerce trochę oszczędności) wybraliśmy się do Little India.
Przespacerowaliśmy wzdłuż Serangoon Road, pierwszym punktem wycieczki była sesja fotograficzna przy Świątyni Sri Veerama Kaliamman. Świątynia poświęcona jest bogini Kali - pogromczyni demonów, bogini czasu i śmierci, żonie Śiwy. Zbudowana jest w stylu hinduskich Tamilów. Świątynia przetrwała japońskie bombardowania w czasie wojny a w latach '80 ubiegłego stulecia została przebudowana - m.in. dodano Rajagopuram, wieżę wejściową. Niestety było zamknięte, więc nie zwiedziliśmy jej od środka.
Czym prędzej udaliśmy się do ostatniej tego dnia atrakcji Singu - Sri Srinivasa Perumal. Po zdjęciu butów "powitał" nas śpiący portier, dzięki czemu zaoszczędziliśmy nieco pieniędzy.
Gopuram poświęcona jest Panowi Wisznu. Chociaż sama świątynia zbudowana została w 1855 roku i jest jedną z najstarszych w Singapurze, to Wieża Wisznu jest względnie nowa, pochodzi z 1966 roku. Podobnie jak China Town, Little India urzekła nas swoim singapurskim charakterem, jest czysto i schludnie, wszyscy stosują się do zakazów obowiązujących w mieście.
Jako że godzina odlotu do Kuala Lumpur zbliżała się nieuchronnie pojechaliśmy do hotelu po bagaże, a dalej już znaną drogą kolejki EW na lotnisko Changi.
Tam wsiedliśmy na pokład A320 linii JetStar Asia, który po godzinie wylądował na znanym nam lotnisku KLIA2.
Jako, że odlot mieliśmy zaplanowany na wczesne godziny ranne, nie opłacałoby nam się szukać noclegu na mieście nie tylko ze względu na koszty (250MYR za bilet powrotny do miasta), ale przede wszystkim na czas wypoczynku znacznie okrojony przez czas dojazdu, wybraliśmy zatem nocleg w lotniskowym hotelu "na godziny", Plaza Premium Lounge.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz