Plan na dziś: Kinabalu Park oraz gorące źródła w Poring. Hotel, mimo że o połowę tańszy niż w Kuala Lumpur, zdecydowanie bardziej ekskluzywny, wszystko działa: lepiej, szybciej i wygodniej. Śniadania o wiele bogatsze, większy wybór dań europejskich, jak dotąd nie udało się Kuby przestawić na te wszystkie grzybki, makarony chow mein i inne specjały lokalnej kuchni. Cały dzień postanowiliśmy poświęcić na wizytę w dżungli, na przekór lokalnym biurom podróży. Turystyka na Borneo stoi na wyjątkowo wysokim poziomie, pod warunkiem, że korzysta się z lokalnego biura turystycznego, oferującego wiele pakietów typu: 2D1N, 4D3N. Przy planowaniu wizyty na Borneo wpadł nam w oko pakiet o nazwie 2 Days, 1 Night Kinabalu Park/Poring Springs. Opis pakietu wyglądał ciekawie - wypoczynek, kąpiel w wodzie siarkowej, wodospadach...piękne do momentu ukazania się ceny (695MYR za osobę, czyli w przybliżeniu 700zł, dziecko 525). Czar prysł i nastąpiła faza realizacji samodzielnej. Taksówka, choć tańsza - odpadała cenowo, autobusem byłoby zbyt długo - najlepiej wypożyczonym samochodem, w kraju, gdzie benzyna "żółta" 94 bezołowiowa, kosztuje ok. 1.75MYR/l. A gdzie tkwi haczyk? Poza tym, że jazda po angielskiej stronie ulicy, mentalność kierowców nieco narowista, Lonely Planet oraz National Geographic stanowczo odradzają wypożyczania samochodu w Malezji, ze względu na to, że jest ekstremalnie niebezpiecznie, to przede wszystkim brak jest jakiegokolwiek wsparcia dla turystów podróżujących na własną rękę samochodem. W recepcji hotelowej na pytanie o przewodnik, mapę - miła pani podaje ulotkę lokalnego biura turystycznego. Na stacji benzynowej, w księgarni: "no maps", nawet w biurze informacji turystycznej brak jakiegokolwiek pomocy - natomiast w ofertach biur można przebierać. My jednak mamy swój plan i konsekwentnie go realizujemy.
 |
Droga do Sandakan |
 |
Jego wysokość Kinabalu 4101m |
 |
W sumie to nie wiem czym oni handlują... |
Drogi na Borneo - fatalnie oznakowane, prędkość średnia przejazdu to ok. 50km/h, zatem pokonanie 125km z Kota Kinabalu do Poring Springs zajęło nam ok. 3 godziny (mijając pola herbaciane Sabah).
 |
Sabah Highlands |
Bilet do Parku Narodowego kupowaliśmy kilka minut po 12:00.
 |
Chłopcy eksperymentują z godziną dwunastą w poludnie |
Pobieżnie przeczytałam cennik i zdziwiłam się że małżonek płaci tak dużo. W odpowiedzi usłyszałam: "A co? Wyglądam na mieszkańca Malezji?" Rzeczywiście, cennik wstępu - aż się popłakałam. Lokalni dorośli - 3 MYR, dzieci 1 MYR, obcokrajowcy - 15 MYR, ich dzieci 10. I to za sam tylko wstęp do parku (dżungli).
 |
Drzewa bambusowe |
Minęliśmy baseny, w których kąpało się mnóstwo dzieci i udaliśmy się w kierunku pierwszej atrakcji Canopy Walkway, czyli spaceru po wiszących mostkach nad dżunglą. Tutaj też rozbieżne ceny w zależności od pochodzenia, po 1 MYR lokalsi, obcokrajowcy 5MYR dorośli, tyle samo aparat fotograficzny, dziecko 2.5MYR. Wg różnych wersji największa wysokość kładki to 20-28m, faktem jest, że miejscami było bardzo wysoko.
 |
Canopy Walkway |
Kolejnym punktem wycieczki po dżungli były wodospady.... i kąpiel w ich mroźnej, orzeźwiającej wodzie.
Od razu dało się zauważyć, że wycieczki tam jednak nie trafiają, białych ludzi tam nie ma. Lokalni turyści rzucali się na nas jak na czarnoskórego na Modrzejowskiej w Będzinie. Każdy chciał z chłopcami mieć zdjęcie - mnie to się wstydzili, albo kultura nie pozwala im zagadywać obcych kobiet. Poland? Germany? No-Germany? A...Poland. Lewandowski!
 |
Wspólne pozowanie z grupą tambylców z Sandakanu |
Po spacerze, dalszą trasą ścieżki...
 |
huśtawka z lian... |
 |
Gustowne kosze na smieci |
chłopcy postanowili skorzystać z dobrodziejstw sanatorium i zaznać jeszcze kąpieli w siarkowodorowych źródłach. Woda ma pochodzenie wulkaniczne, w drodze na powierzchnię schładza się, zatem u źródła jest dostępna w temperaturze ok. 50C. Ja obawiam się jednak gorącej wody, a do tego nie miałam stosownej odzieży. Co prawda, zabrałam kostium kąpielowy, jednak żadna z kobiet nie korzystała z kąpieli w bikini - wszystkie kąpały się w pełnym odzieniu, nie rzadko zasłaniającym również twarz. A skoro chłopcy swoją białością wzbudzali takie zainteresowanie, to ja tym bardziej moją jeszcze jaśniejszą karnacją.
Park "zamknęliśmy" o 17:00, kiedy też ostatni odwiedzający opuszczali baseny oraz udaliśmy się w drogę powrotną, która zajęła nam prawie tyle samo czasu.
 |
Tym razem majestat w chmurach |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz