Strony

środa, 20 lipca 2016

Singapur - miasto sukcesu, czystości i zakazów, czyli dzień ósmy

Dzień ósmy zaplanowaliśmy na odpoczynek po długiej, kilkunastogodzinnej wycieczce do sanktuarium orangutanów i Sandakanu. Ponieważ lot AirAsia mieliśmy dopiero po południu, rano udaliśmy się zwiedzać pozostałe atrakcje Kota Kinabalu, których z różnych przyczyn nie zobaczyliśmy w trakcie poprzednich wycieczek. Pierwszą z nich było Aquarium&Marine Museum znajdujące się na terenie kampusu Malaysian University Sabah. 
 

Całe założenie uniwersyteckie wraz ze znajdującym się tam meczetem jest bardzo ładne i interesujące, położone nad brzegiem morza.

Samo akwarium nieco jednak przepłacone (25MYR dorośli, 10 dzieci), można zobaczyć kilka ciekawych rybek, jest małe akwarium "Gdzie jest Nemo?" z błazenkami i ogromne, w którym pomiędzy kilkoma gatunkami ryb pływają dwa duże żółwie. 
Po zwiedzeniu akwarium podjechaliśmy pod meczet, który górował nas naszym hotelem.

Masjid Universiti Malaysia Sabah

Ponieważ czas do odlotu mijał nieubłaganie postanowiliśmy odnaleźć wieżę Atkinson, najstarszy ocalały pomnik brytyjskiego kolonializmu w dawnym Jesselton. Wieża, pierwotnie zbudowana z drewna Mirabau, była kilkukrotnie przebudowana i w niczym nie przypomina tej pierwotnej, poza lokalizacją i przeznaczeniem - jest wieżą zegarową o wysokości 48 stóp (14.63m). Budowę rozpoczęto w 1902, a ukończono w 1905, jest upamiętnieniem Francis George Atkinsona, który był pierwszym zarządcą Dystryktu Kota Kinabalu i w wieku 28 lat zmarł na "Gorączkę Borneo", czyli malarię. 
Atkinson Clock Tower
Na lotnisku oddaliśmy samochód i nadali bagaże na lot do Singapuru.
Terminal w Kota Kinabalu
Nazwa Singapur pochodzi od Singa Pura, Miasto Lwa, którego ponoć zobaczył król Sumatry, gdy zawitał na wyspę. Bardziej jednak prawdopodobne, że zobaczył w zaroślach tygrysa i coś mu się pomyliło. Po kontroli bezpieczeństwa jeszcze kawa lodowa w Starbucksie, wnikliwa kontrola bagażu podręcznego, która pozbawiła nas przeoczonego przy pakowaniu olejku na słońce oraz dezodorantu i wsiadaliśmy już na pokład Airbusa A320. Lot z Kota Kinabalu do Singapuru trwał 2.5h, w trakcie zaserwowano nam wodę oraz tortillę z kurczakiem tandori. Chyba pomyłka przewoźnika, albo jakiś prezent, bowiem nic takiego żeśmy nie zamawiali, a posiłki, zamawiane wcześniej przy rezerwacji w AirAsia są dodatkowo płatne. Na Changi Airport dość szybko i sprawnie udało nam się przejść wszystkie kontrole, a już bagaże czekały na nas na taśmie.
Z terminala 2 na który przylecieliśmy, do terminala 3 dojechaliśmy SkyShuttle, w podziemiach T3 znajduje się stacja MRT. 
Mapa systemu
W Singu wszystko jest skracane, nikt w tym mieście nie używa pełnej jego nazwy, stąd zamiast metro obowiązuje nazwa MRT. Początkowo przejechaliśmy ze stacji Changi Airport na stację Tanah Merah, gdzie przesiedliśmy się w zieloną EW (east-west) Line, by wysiąść na stacji Lavender. Już zza okien metra i kolejki podmiejskiej można było zauważyć różnice między pobliską Malezją a państwem-miastem zakazów - Singapurem.
Czystość bijąca z każdego zakątka, tak jakby poza śmieceniem, piciem w metrze i żuciem gumy, obowiązywały kary również za zaniedbane ogródki czy brudne szyby w oknach.
Na stacji wysiedliśmy z tłumem i udaliśmy się do hotelu. Przy tej samej ulicy są dwa hotele z sieci Fragrance, oczywiście pomyliliśmy je, ale pani w recepcji z uśmiechem wyjaśniła gdzie znajduje się ten właściwy.
Hotel Fragrance - Imperial
Taki widok z okna
Po krótkim przegrupowaniu wyruszyliśmy w kierunku Mariny.
Jak to na tej szerokości geograficznej bywa, z metra wyszliśmy już po zmroku, o 20:00. Przespacerowaliśmy się wokół wież Marine Sands,
poprzez zatłoczone wieczorową porą Gardens by the Bay aż trafiliśmy na The Helix;

pieszą kładkę wijącą się w kształt kodu DNA. 
Widok z kładki
Symbole I Igrzysk Olimpijskich Młodzieży w 2010 roku
I tak dotarliśmy na najdroższą tego dnia atrakcję - Singapore Flyer. Do niedawna najwyższy diabelski młyn w świecie, obecnie dumnie noszący miano najwyższego w Azji. Pełny obrót powinien zająć godzinę, chyba wieczorem przyspiesza, bo po ok. 40 minutach ponownie byliśmy na ziemi. 

Wnętrze Sky Flyiera
Zabawy w kapsule

Na stacji metra piwo kupione last minute, bowiem prawo zabrania sprzedaży po 22:30. Z jedną przesiadką dojechaliśmy do hotelu na nocleg.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz