Strony

piątek, 13 maja 2016

Epizod 6 - Seul (서울) - dzień pierwszy...

Brzydka pogoda nie zachęcała do opuszczenia ciepłego i suchego hotelu. Zjedliśmy późne śniadanie i cały poranek wykorzystaliśmy na odpoczynek w pokoju hotelowym. Ale skoro przejechaliśmy tyle, to nie można przecież całego dnia stracić na siedzenie w czterech kątach. Kiedy deszcz jakby już przestał zacinać postanowiliśmy udać się do pierwszego z pałaców królewskich - Gyeongbokgung (경복궁). Jest to największy pałac dynastii Jonseon, został wybudowany w 1395 roku i służył jako dom dla rodziny królewskiej, członków rządu oraz służby.
Pałac został zniszczony w trakcie inwazji japońskiej na początku XXw, zrekonstruowany w 1926, natomiast dość dobrze przetrwał wojnę na Półwyspie Koreańskim w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia.
W stacji metra Gyeongbokgung...
Wysiedliśmy z metra tuż przy bramie Gwanghwamun (광화문), licząc że uda nam się zobaczyć zmianę warty o 13:00. Niestety, pani z megafonu zakomunikowała, że z uwagi na złe warunki pogodowe - zmiana warty tego dnia już się nie odbędzie. Po wykonaniu kilku zdjęć z wartownikami udaliśmy się na zwiedzanie  budynków pałacowych.
Szczęśliwe dziewczynki w okolicach bramy...
Jakże nie podobny
Ponieważ, w dniach 5 do 8 maja przypadają koreańskie Dni Dziecka, skorzystaliśmy z prezentu, jakim był darmowy bilet na zwiedzanie. Warto jednak podróżować z dzieckiem.
Fatalna pogoda, mżawka na przemian z zacinającym poziomo deszczem wcale nie zniechęcała tłumów, które przemierzały błotniste dróżki pałacu i założenia parkowego. Natomiast ja miałam problem z nieprzerwanym osuszaniem obiektywu i całego aparatu fotograficznego. Zresztą i tak z tym aparatem wyglądałam jakbym urwała się co najmniej z księżyca. Koreańczycy, bowiem fotografują jedynie, smartfonami i tabletami i... wcale nie przejmują się osiągnięciem jakiegokolwiek ciekawego ujęcia, a o fotografowaniu detalu nie wspomnę.
Ciężko coś zrobić w strugach deszczu...

Piękne tambylczynie...
Gdzie stare łączy się z nowym...
Trochę detalu...




 Po odwiedzeniu głównych budynków królewskich zwiedziliśmy królewską bibliotekę, do której zgodnie ze zwyczajami - należało zdjąć buty. Zostaliśmy przyodziani w przepiękne fioletowe bamboszki na zmianę, a nasze buty, jak zresztą wszyscy, pozostawiliśmy biedne na deszczu. W czytelni biblioteki można było poczytać, w oryginale zarówno wydania współczesne, jak i historyczne. Co uczyniliśmy.
Gustowne bamboszki...
Moknące buty...
Nad wejściem do biblioteki...
Woluminy...
Mapy na papierze pergaminowym...

Po wizycie w bibliotece zauważyliśmy odbywający się przed Koreańskim Muzeum Narodowym piknik z okazji Dnia Dziecka, w którym świetnie odnalazło się moje dziecko. 
Po wykonaniu trudnych zadań, polegających na slalomie w goglach zniekształcających obraz (alko-goglach), w nagrodę przygotował sobie oryginalny znaczek-zawieszkę,
Faza produkcji zawieszki...
a za szybkie otwarcie dwóch skomplikowanych kłódek - książkę dla dzieci, oczywiście po koreańsku.

Kuba wypróbował wszystkie instrumenty na stoisku z regionalną muzyką,


W okolicy...
A deszcz wciąż lał i zacinał...
 



Ichnich rowery...
Ze świnią...
Z wężem...
Takie tam regionalne ciekawostki...
Głód zaczął nam już bardzo doskwierać, więc wybraliśmy się w kierunku Insadong-gil, (wcześniej mijając Ambasadę Rzeczypospolitej Polskiej)

Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej...
ulicy, w ścisłym centrum miasta, która zarówno ukształtowaniem, natężeniem turystów jak i ilością knajpek oraz sklepów z pamiątkami przypomina zakopiańskie Krupówki.
Koreańskie Krupówki...
Z plątaniną kabli...
Postanowiliśmy zjeść coś miejscowego, z drugiej strony na tyle zbliżonego do nas kulturowo, aby Kuba nie grymasił.
Zamówiliśmy zatem:
- placki ziemniaczane (bardzo podobne jak w Polsce),
- bibimbap (ryż, warzywa, jajko surowe, garść kiełków sojowych, garść kiełków sojowych kiszonych,  garść wiórków z marchwi, garść pieczarek, garść wodorostów, garść plasterków cukinii, garść      kimchi   z kapusty pekińskiej, garść czerwonej papryki),
- gar bokk eum tang (duszony kurczak - pałki z kurczaka w pikantnym rosole, z pokrojonymi
  w kostkę kartoflami, patatami, marchewką, cebulą i papryką),
a do picia...
Kuba pił wodę mineralną, natomiast my otrzymaliśmy dużą miskę Makgeolli, koreańskiego piwo-wina ryżowego.
W tej restauracji posilaliśmy się...



Posileni podeszliśmy jeszcze pod pałac Changdeokgung, jednak tego dnia był już zamknięty.
Pałac Changdeokgung...

W okolicy pałacu....
Ponieważ rano czekał nas wyjazd rano do strefy zdemilitaryzowanej - aby odpocząć po męczącym deszczowym dniu - wróciliśmy do hotelu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz