Strony

piątek, 6 maja 2016

Epizod 3 - Jeju (제주도)

Trzy warstwy gęstych chmur na różnych wysokościach nie wróżyły ładnej pogody po wylądowaniu.
I tak też było - wyspa Jeju powitała nas zacinającą ulewą. Po odebraniu bagaży, tuż po 8:30 udaliśmy się na poszukiwanie biura w którym zarezerwowane mieliśmy wypożyczenie samochodu. Pośrednik Rentalcars.com wskazał ofertę koreańskiej wypożyczalni AJ (blisko współpracującej z międzynarodową siecią Avis) jako najkorzystniejszą. Głównym argumentem, były jednak godziny otwarcia wypożyczalni (8:00-22:00), planowo mieliśmy wylądować na Jeju o 21:00, dzień wcześniej. W biurze wypożyczalni pani obsługująca kilka chwil wertowała międzynarodowe prawo jazdy wydane przez starostę będzińskiego, jakby nie umiała znaleźć strony z wersją w hangul (której tam oczywiście nie ma). Po chwili stwierdziła, że jest OK i poleciła udać się pod wejście nr 5, gdzie powinien czekać na nas busik. W ostatniej chwili odjeżdżający już kierowca zatrzymał się i wpuścił nas do środka. Po załatwieniu wszystkich formalności, pani na parkingu wręczyła kluczyki do zaparkowanego w pobliżu samochodu Kia Morning. We wciąż zacinającej ulewie - w pośpiechu załadowaliśmy do samochodu nasze bagaże. Jeszcze ostatnia kontrola pracownika wypożyczalni, która wykazała kilkanaście różnych uszkodzeń karoserii - wraz z odnotowaniem tego w protokole i wyjechaliśmy w kierunku hotelu. Nawigacja w języku koreańskim niezbyt chciała współpracować, jednak wiedza męża w którym miejscu wyspy hotel się znajduje po pół godzinie doprowadziła nas na parking Co'op City Hotel Jeju Beach. 
Kia Morning...
Było już kilka minut po dziewiątej, my bardzo zmęczeni po trzech dniach w podróży nie wyglądaliśmy i pachnieliśmy jak turyści, a bardziej jak włóczędzy. Recepcjonista powitał nas niesmakiem, a czarę goryczy przelała chyba karta potwierdzająca rezerwację, gdzie poprzez złożenie kilku promocji pośrednika cheaptickets.com uzyskaliśmy 210 USD zniżki, za hotel płacąc jedyne 180 USD. Najpierw dowiedzieliśmy się że doublebed jest takie semi-double i może powinniśmy wziąć inny pokój za dopłatą. Mąż jednak twardo postawił sprawę - nie po to dopłacił 10 USD dziennie za pokój z pełnym widokiem na morze, aby teraz miał dopłacać do  gorszego standardu. Recepcjonista coś pomamrotał i prosił by czekać. Po dłuższej chwili podszedł i radośnie stwierdził, że możemy jechać zwiedzać wyspę, bo hotel mamy zarezerwowany od 15:00. Tak, od 15:00 - ale dnia poprzedniego (2 maja), a dzisiaj jest już 3 maja i jedna noc nam przepadła. Mina mu zrzedła i ponownie zaczął stukać w klawisze komputera. Tak mijały kolejne minuty i w końcu otrzymaliśmy kartę do pokoju. Chyba nigdy jeszcze nie czekaliśmy tak długo na zakwaterowanie. Śniadanie było do godziny 10:00, mimo potwierdzenia z recepcji, szef sali nas wyprosił, bo przyszliśmy zbyt późno. Zmęczeni i zniesmaczeni, stwierdziliśmy że nawet nie jesteśmy głodni - wykąpaliśmy się i położyli spać. 

Co'Op City Hotel
Pokój nr 714..
Dość czyste wc...
Wstaliśmy po niecałych pięciu godzinach i wybraliśmy się na zwiedzanie wyspy. 
Widok z okna...
Pierwszym punktem planu było Trickart Museum - sztuczek oszukujących wzrok. Niestety, było zamknięte z powodu remontu. 
Będąc w okolicy zajrzeliśmy do regionalnej wioski Seongeup (성읍).
, gdzie zachowało się wiele domów budowanych z czarnej skały wulkanicznej, krytych słomianą strzechą. Mogliśmy podziwiać wszechobecne "kamienne dziadki", kamienne figury różnych bóstw, charakterystyczne dla wyspy. 
W wiosce wciąż mieszkają rdzenni mieszkańcy, tworzą tradycyjne rękodzieło i kimchi (kiszoną lub fermentowaną kapustę pekińską, rzodkiew lub ogórki).
Seongeup Village..
Typowe chaty...

Kamienne chaty...

Dzban do kiszenia kimchi...
Kimchi...

Obejście...
Kolejnym punktem wycieczki było zwiedzanie krateru Sangumburi (산굼부리). 
Jest on charakterystyczny i unikalny na skalę światową z racji swojej głębokości 100m, przy szerokości 650m. Spowodowane jest to tym, że w trakcie wybuchu nie nastąpiła erupcja lawy, wyrzucone zostały tylko pyły. Silny wiatr zaczął rozwiewać chmury, wróżąc ładną pogodę na koniec pobytu na wyspie. 
W drodze do krateru...


Na szczycie...
Okolica...
Dno krateru...

Niesamowita soczysta zieleń okolic krateru...



Dol hareubangs...
Niestety, tego dnia było już zbyt późno i pozostałe obiekty, jak np. Park Kamieni były zamknięte. Podjechaliśmy zatem do Seogwipo, aby w promieniach zachodzącego słońca pooglądać Morze Wschodniochińskie. 

Do Morza Wschodniochińskiego...
Morze Wschodniochińskie...
Około 21:00 wróciliśmy do hotelu i usnęliśmy.

Widok z pokoju...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz